„Choroba misjonarza” cz. 2 – dlaczego jeżdżenie na misje jest atrakcyjne

W pierwszym poście pt. „Choroba misjonarza” poruszyłam głównie wątek związany z tym co dzieje się po powrocie, a co może powodować że chce się wrócić na misję. Nie odnosiłam się jednak do tego, dlaczego jeżdżenie na misję jest atrakcyjne. A faktycznie tak jest – wyjazd na misję przynosi korzyści, nie tylko te finansowe, zawodowe, ale także psychologiczne.

Po pierwsze: Dla żołnierza to przede wszystkim sprawdzenie w terenie tego wszystkiego do czego został wyszkolony w kraju, na poligonie. Wyjazd na misję jest więc często potwierdzeniem własnej wartości w zawodzie. Podobnie jak u himalaisty sto wejść na ściankę wspinaczkową znaczy dużo mniej niż wspinanie się na najwyższe szczyty, tak dla żołnierza wyjazd na misję potwierdza jego wartość bojową dużo bardziej niż służba w kraju w czasie pokoju. Jest to mocno związane z ambicją, pragnieniem osiągnięć, chęcią zdobycia określonej pozycji. I trudno się temu dziwić.

Po drugie: Chęć wyjazdu związana jest z możliwością przeżycia jedynego w swoim rodzaju doświadczenia. Wykonywania zadań czy spędzenia czasu w miejscach, do których zwykły śmiertelnik nie ma dostępu. Tam nawet powietrze pachnie inaczej. Dodatkowo doświadczenie bycia na misji uczy dystansu do życia, ponieważ stykasz się z tym jak bardzo jest ono kruche. Wiele spraw i poglądów ulega przewartościowaniu.

Po trzecie: W tamtych warunkach obowiązuje nie tylko maksymalne uproszczenie funkcjonowania na co dzień, ale także w relacjach międzyludzkich. Jeden z komentarzy pod poprzednim tekstem o „chorobie misjonarza” doskonale to opisuje. Dyziek pisze: „Nasze powroty biorą się też z tego, że tam każdy wie co ma robić, nikt nie wymyśla głupot, zawiązują się szczere relacje, szacunek między przełożonymi i podwładnymi, to coś czego brak w kraju”. Nic dodać nic ująć. Uproszczenie o którym mówię to redukcja relacji do bezkonfliktowego działania, wzajemnego zaufania i wspierania siebie. To nie znaczy, że zawsze jest dobrze, jednak nie ma niepotrzebnego rozdmuchiwania konfliktów, drobnostki pozostają w randze drobnostki i tyle.

Po czwarte: Uproszczenie funkcjonowania polega na tym że podstawowe potrzeby, o których zaspokojenie starasz się w kraju na co dzień, tam w ramach obowiązywania pewnego systemu masz zapewnione. Jasne jest kiedy i jakie zadania wykonujesz, komu podlegasz i co masz robić. Jedzenie jest o określonej porze, nikt nie chodzi przecież do sklepu i sam sobie nie gotuje. Podstawowe potrzebne do życia rzeczy są „z klucza” zapewnione i, co może wydawać się dziwne, jest w tym jakaś przewidywalność. Tak być musi, bo wszelkie siły mają zostać wykorzystane na przetrwanie i wykonywanie swojej pracy. Nie ma problemów związanych z wychowaniem dzieci, płaceniem rachunków, podatkami, nie myśli się o przyszłości, bo aktualnie liczy ona maksymalnie sześć miesięcy. Taka perspektywa jest atrakcyjna. Daje sposobność do osunięcia od siebie tego wszystkiego co często szarpie nerwy w kraju.

Podsumujmy zatem zyski wynikające z takiego rodzaju specyficznej służby: zwiększa to poczucie własnej wartości, daje możliwość sprawdzenia i poznania siebie. Mamy możliwość przeżycia i doświadczenia czegoś co niewielu jest dane, co daje nam wstęp do pewnej elity, w której znajdziemy się już na stałe. Następuje uproszczenie relacji i funkcjonowania co również jest zyskiem, a przyjaźnie zawiązane na misji są z reguły trwałe.

Pisząc o zyskach nie zapominam o stratach czy problemach. Kiedy jesteśmy „tam” przez chwile może wydawać się, że liczy się tylko „tu i teraz” ale czas w kraju nie stoi w miejscu. I wszystko co się w tym czasie wydarzyło jest już dla nas stracone. Nic i nikt nie będzie na nas czekać wiecznie, dlatego często relacje z bliskimi wystawione są na szwank.

Nie poruszam nawet tak poważnych spraw jako możliwość utraty zdrowia czy życia, choć świadomość tego często nie powstrzymuje powrotu. Racjonalizując niebezpieczeństwo liczy się na to, że kule ominą inaczej nie można byłoby wyjechać.

W filmie „The Hurt Locker” (polski tytuł „W pułapce wojny”) jest taka scena, kiedy główny bohater po powrocie do USA wysłany do sklepu przez żonę nie jest w stanie zdecydować się co do wyboru płatków do mleka. Stoi bezradnie przed regałem z kilkudziesięcioma opakowaniami. „Tam” decydował jako saper o życiu i śmierci, „tu” trudno mu było zakupić płatki. Czuje się jakby oderwany od tej rzeczywistości i to jest naturalna reakcja. Po powrocie do kraju, podobnie jak po przyjeździe na misje trzeba przejść powtórną aklimatyzację do zastanych warunków. Owa powtórna aklimatyzacja i odreagowanie to niezbędna część powrotu do normalnego funkcjonowania, wydaje się to być dobry wstęp do kolejnego artykułu tym razem na ten właśnie temat.

4 thoughts on “„Choroba misjonarza” cz. 2 – dlaczego jeżdżenie na misje jest atrakcyjne

  1. misiek

    Czytam ten artykul i az mnie zalewa… Biedni zolnierze… Prawda jest taka, ze zolnierz postawi wszystko na jedna karte – nie zwazajac na rodzine,a ta karta jest wlasnie wojsko-misja. Jestem po kilkuletnim związku z zolnierzem-tyranem, pomocy zadnej nie chciał, ani ode mnie, ani od instytucji do tego stworzonej, obarczal mnie wina za wszystko-za jego zle humory także, skrzywiony, zapatrzony w siebie. Problemu , jak uwazal, nigdy nie miał. Praca go rak skrzywila,ze zniszczyl doszczętnie cala relacje,ze mna na czele. Nie robmy z nich wielce pokrzywdzonych- to sa ich wybory-ich , nikogo więcej. Na misje jedziesz-bo chcesz. A to cale”scisle tajne” to przez wiele lat nalsuchalam się tego,az do bolu glowy…Scisle tajne przeważnie funckjonowalo dla ochrony własnej dupy, by skoki w bok nie wyszly na jaw.. Tyle i az tyle. Tekst jest slaby. Pominieto wiele istotnych kwestii. Pozdrawiam

    Like

    Reply
  2. Pingback: Misja wojskowa – mechanizm zaprzeczania | Izabela Jabłońska

  3. misjonarz

    Dlaczego wyjeżdżamy na misje… Ja wyjechałem bo chciałem coś przeżyć, czegoś nowego się nauczyć, ten aspekt trafienia do swego rodzaju elity pewnie też, no i dodatkowo podnosi to moją wartość dla ewentualnych przyszłych awansów (mam nadzieje w perspektywie szeregowego).
    Dlaczego inni wyjeżdżają i może jak następnym razem wyjadę?
    – problem z klimatyzacją w domu (ciągnie wilka do lasu)
    – aspekt finansowy
    – uciekanie od problemów czyli dokładnie tak jak w artykule wiem co mam robić, wiem kiedy mam śniadanie i o której idę na siłownie… a w kraju zawsze coś i do tego to wszystko to pierdoły
    – poczucie wyższości gdy człowiek tu jest, robię coś sensownego, mam przy sobie broń z amunicją 24h/ 6 miesięcy i jakoś się nie postrzelę a w kraju traktują cie jak idiotę i sprawdzają cię po 10 razy czy rozładowałeś broń po strzelaniu ślepą na kompani honorowej
    – poczucie prostoty, zwracamy się do siebie imieniem, ksywą, rzadko stopniem, szeregowy mówi do oficera starszego na DFAC “Cześć smacznego” gdzie w kraju nie usiadł by obok niego bo na poligonie mają swój stół z obsługą

    Co do komentarza wyżej… skoki w bok itp. wina zawsze leży po środku więc najpierw zastanów się czego nie dałaś a co dała inna?
    Alkohol… wszystko jest dla ludzi ale z umiarem, czy to jest problem tylko żołnierzy? Raczej pozostałość po PRL…

    Liked by 1 person

    Reply

Leave a comment