“Choroba misjonarza”

„Choroba misjonarza” to określenie, które usłyszałam pracując w wojsku. Tak określało się osoby, które wielokrotnie powracały na kolejne zmiany misji zagranicznych. Mówiono o tym z lekkim uśmiechem i tylko czasem z powagą, na którą moim zdaniem temat zasługuje.

Prześledźmy zatem możliwy scenariusz jaki rozgrywa się w momencie pierwszego wyjazdu na misję do innego kraju. Pierwszy moment adaptacji mija dość szybko, po jakimś czasie zaczyna się odliczanie dni do końca. Tęskni się za domem, rodziną, przyziemnymi sprawami. Im bliżej końca tym większy niepokój, że wydarzy się coś nieprzewidzianego. Gdy przychodzi moment powrotu do domu żołnierz odczuwa ulgę i szczęście, zwłaszcza jeśli miejsce pobytu znajdowało się w strefie wojny. Powrót pełen jest pozytywnych emocji – to wyjątkowe chwile kiedy wszyscy witają żołnierza z otwartymi ramionami po długim czasie rozłąki. Wiadomo, że po tym wszystkim co przeszedł przez pół roku zmiany teraz musi odpocząć. Po jakimś czasie pojawia się szara rzeczywistość. Żona cieszy się z powrotu męża, nie tylko dlatego że jest on w domu cały i zdrowy, ale także dlatego, że będzie miała wsparcie w załatwianiu codziennych spraw. Spraw których jest coraz więcej i więcej. Nie ma już tylko pracy i zadania, na którym trzeba się skupić by je wykonać i przetrwać. Jest codzienność. Otoczenie oswaja się szybko z myślą, że jesteś na miejscu. Dni mijają i w jakimś sensie są podobne do siebie. Spokój który początkowo był tak ceniony zaczyna uwierać. Nie dzieje się nic co wywołałoby przyspieszone bicie serca, brak mocnych emocji. Pojawia się specyficzny rodzaj tęsknoty. Wszystko to czego brakowało na misji nie jest już tak wyjątkowe, jest codziennością. Tak jakby wartość tego co jest w Polsce rosła i nabierała wagi kiedy widzi się to z oddali. Tymczasem po powrocie po pewnym czasie to co się ma tu na miejscu zaczyna męczyć, brakuje ekscytacji i adrenaliny. Poczucia, że robi się coś ważnego i wyjątkowego. Brakuje niezależności i poczucia wspólnoty z grupą osób, która „wie jak to jest”. Bliskich nie chce się obciążać własnymi wspomnieniami. Z bliskimi często nie można na ten temat rozmawiać, bo wiele spraw jest objęte tajemnicą wojskową. A poza tym jak powiedzieć komuś bliskiemu, że ma się myśli o powrocie? W ten sposób pomiędzy tymi którzy byli na misji, a tymi którzy zostali tu narasta niewidzialna bariera tego o czym się nie mówi. Wewnątrz powstaje osobny świat w którym składowane są najróżniejsze wspomnienia. Te związane z lękiem przed zranieniem lub śmiercią, ale i te związane z uczuciem dumy i więzi z tymi z którymi wykonywałem zadania, z którymi tam żyłem. Czasem bywa tak, że w tej rzeczywistości po powrocie nie można się odnaleźć, ma się poczucie rozdwojenia, zmęczenia i niezrozumienia.

Powrót na misje następuje z różnych powodów, służbowych, finansowych, czasem także osobistych. Najczęściej jednak dlatego, że po prostu chce się wrócić. Dlatego, że to wciąga i uzależnia. O tym mówi się rzadko.

Na koniec chciałabym zaznaczyć, że choć niejednokrotnie zdarzyło mi się obserwować występowanie takiego zespołu w mojej praktyce psychologicznej opisywana prawidłowość nie dotyczy wszystkich żołnierzy. Nie jest to obraz całości przeżyć jakich można doświadczać po misji i nie u każdego „choroba misyjna” musi wystąpić. Nie jest ona również przypisana tylko wojskowym –  podobnych uczuć mogą doświadczać np. himalaiści, korespondenci, marynarze czy podróżnicy. Jestem ciekawa Państwa opinii na ten temat.

Pozdrawiam,

Izabela Jabłońska

 

22 thoughts on ““Choroba misjonarza”

  1. bartek

    ja tak miałem . A teraz to juz wogóle sobie sam z tym nie radze i trace wszystko co było dla mnie ważne . Bardzo cieżki temat ktorego wiekszosc nie rozumie.

    Like

    Reply
    1. izabelajablonska Post author

      Właśnie to poczucie, że nikt nie rozumie tego jak się czuję, jest tym co najbardziej izoluje. Nie pozwala otwierać się i rozmawiać np. z bliskimi, którzy czują się odrzuceni i coraz bardziej się odsuwają. Pierwszą stratą z jaką trudno sobie poradzić to strata wszystkiego tego co się zyskiwało jeżdżąc na misje.

      Like

      Reply
    2. Piotrek

      Bartek, rozumiem Cię, ja też tak miałem. Spać potrafiłem tylko dlatego że mieszkam koło lotniska i gdy zamykałem oczy czułem sie jak tam. Wizyta w supermarketach, galeriach handlowych doprowadzała do uczucia paniki i uciekałem z nich – za dużo ludzi, zbyt jasne światło.

      Nie każdy jest w stanie sobie tym samemu poradzić, nie każda rodzina jest w stanie to zrozumieć i wiedzieć jak pomóc, dlatego zamiast męczyć się polecam wizytę u specjalisty. Idziesz prywatnie, nie spowiadasz się nikomu – jak to dobrze rozegrasz to nawet nikt nie będzie wiedział, a poczujesz się dużo lepiej i zaczniesz lepiej funkcjonować. Zobaczysz to w oczach swojej rodziny, choćby dla nich warto.

      Liked by 1 person

      Reply
  2. Basiati

    Życzę wszystkim odważnym chłopakom, żeby poradzili sobie z tym i żeby albo planowali inne fascynujące wyjazdy lub też zaangażowali się w coś co da im poczucie takiego samego spełnienia. Czytam teraz książkę Cherezińskiej “Turniej Cieni” – powstancy z 1830r. idąc do walki mówili “Bóg i Ojczyzna, dla niej wszystko, po nas nic” – słowa straszne, jednakże – czuć jakie są więzi pomiędzy walczącymi kolegami. Trudno potem bliskim w domu zrozumieć tę bliskość z frontu. Życzę aby wszystkim wszystko dobrze się ułożyło!

    Liked by 1 person

    Reply
  3. Karolina Krzewina-Hyc

    Bardzo trafiony tekst. Mamy bardzo dużo opracowań na temat stresu pola walki,zespołu stresu pourazowego, a ten temat w zasadzie pozostaje przemilczany…Spłyca się go do stwierdzenia syndrom misjonarza…a to bardzo ciekawy temat i jest wiele płaszczyzn, w których powinien być rozpatrywany. Z tym problemem żołnierze bardzo często pozostają sami i traktowani są jako uciekinierzy? Pytanie dlaczego znów chcą, muszą czy próbują wracać na misje…
    Pozdrawiam

    Liked by 1 person

    Reply
  4. rene

    prawda…:( sam jestem tego najlepszym przykładem.. bardzo tęsknię i straszni mnie się podoba że ktoś mówi o tym … bo to męczące i nikt nie jest w stanie “nas” zrozumieć 😦

    Liked by 1 person

    Reply
  5. Mariusz Lewko

    a mi jak sie małżeństwo waliło nikt nie pomógł nikt nie spytał co się dzieje i w ogóle nikt nigdy nic nie zrobił
    PS nie żebym nie wołał tylko nikt nie chciał usłyszeć takie są realia pomocy MON-u

    Like

    Reply
  6. Gratchen

    Jako weteranka misji w AFG potwierdzam. Będąc “tam” najpierw próbujesz się odnaleźć, potem wpadasz w rytm pracy, a po 4-5 miesiącach zaczynasz już odliczać dni do wylotu. Wracasz, jest super, wszyscy Cię kochają, itd. U mnie chęć ponownego wylotu zaiskrzyła po ok 3 miesiącach po powrocie… Rodzina wie, że chciałabym znów polecieć i słyszę tylko “głupia jesteś, po co Ci to”. Nie wiem… może tam po prostu moja praca ratmeda miała sens? I ta adrenalina związana z każdym wyjazdem ehhh 🙂

    Liked by 1 person

    Reply
  7. TM

    o ile adrenalinę można podnosić ciekawym hobby, to problem z izolowaniem i niezrozumieniem juz taki nie jest. z odosobnieniem musi sobie każdy radzić w znany sobie sposób, ale najbardziej po rozmowach z innymi misjonarzami wiem, ze przerażający jest bezsens istnieni. artykuł bardzo rzeczowy. pozdrawiam

    Liked by 1 person

    Reply
  8. Ironek86

    Witam. Zostaje mi tylko potwierdzić z własnego doświadczenia. Jeżeli chodzi o więź z kolegami z misji to też jest często niezrozumiałe dla osòb trzecich, np. Moja norzeczone. wręcz nie trawi mojego kumpla z ktòrym byłem w AFG i z ktòrym świetnie sie rozumiemy, tłumaczyłem jej wiele razy że razem sporo przeszliśmy ale ona tylko odpowiada że on jest głupi i dziwny… poprostu one tago nie rozumie

    Liked by 1 person

    Reply
  9. Darek S.

    Nic dodać nic ująć. Gdyby ktoś zapukał do drzwi domu i powiedział bierz torbę i masz 5 minut do wylotu na misję obojętnie gdzie to nie zasranawiałbym się wtedy ani sekundy kosztem rozwodu nawet. Jednak po pół roku to mija i teraz po 5 latach na zastanowienie potrzebowałbym już nie 5, a jednak z 15 minut na rozmowę z żoną ale rozwodu już bym nie brał. Bardzo trafnie Pani to w swoim artykule ujęła. Nic dodać nic ująć.

    Liked by 1 person

    Reply
  10. Grabek

    Niektórzy nie mogę sobie poradzić z życiem w rzeczywistości mnie usunięto ze służby w drastyczny sposób chociaż jestem Weteranem Poszkodowanym ciężej jest mi zebrać myśli niż tym którzy wrócili cali i chcą wracać. Żebyś dostać kolejny zastrzyk adrenaliny próbowałem dostać się na statki jako chociażby strzelec i tylko strzelać żeby i czas się w tej adrenalinę cudownie ale niestety określili mój stan zdrowia jako niezdolny……..:(

    Like

    Reply
  11. dyziek

    Dobry tekst. Kilka razy byłem ”tam” i po każdym razie mówiłem, że to ostatni raz. Zamykałem się w sobie przed rodziną, bo nie chciałem i nie mogłem im mówić. Miałem dziwne reakcje na upadek przdmiotów i trzaśnięcie drzwi. Grałem w ,,strzelanki,, aż żona zabroniła. Dziś, po kilku latach nadal unikam takich gier. Żona zrozumiała i przestała pytać i dziwnie patrzeć. Wysyłała do specjalisty ale to by się mogło skończyć rozstaniem z mundurem więc zamykamy się w sobie. Nasze powroty biorą się też z tego, że ”tam” każdy wie co ma robić, nikt nie wymyśla głupot, zawiązują się szczere relacje, szacunek między przełożonymi i podwładnymi, to coś czego brak w kraju. Pozdrawiam i życzę powrotu do normalności (w miarę możliwości)

    Liked by 1 person

    Reply
  12. Pingback: Misja wojskowa – mechanizm zaprzeczania | Izabela Jabłońska

  13. Czarna

    Mąż był na misjach 2 razy w Iraku i raz w Afganistanie tam najgorzej . Przez pierwsze miesiące po powrocie ciągle opowiadał o swoich przeżyciach znajomym , na urodzinach tylko temat misji jakby tylko to go interesowało . Potem urodziły się dzieci trochę przestał o tym myśleć inne sprawy dom, ogród , nowa praca hobby ….ale problem alkoholu się pogłębia minęło juz 10 lat od 1 wyjazdy a on nie raz jak się otworzy lub więcej wypije mówi że to nie jego świat , że nie sprawdza się w roli ojca , męża itd…że jego świat to wojna , misja ……….tak jak w artykule codzienność jest nudna , zwykłe dobre życie nie cieszy jak to możliwe to chore ..chciał wrócić do wojska ale te wojsko dziś to nie jest już wojsko więc raz że go tam nie chcą bo za “stary ” I NIKT NIE ROZUMIE że te problemy wracają do społeczności i generują nowe problemy a Państwo uważa że ma z głowy żołnierza .

    Like

    Reply
    1. izabelajablonska Post author

      Być może problemy których doświadcza Pani mąż w chwili obecnej, związane są bardziej z problemami których doświadcza właśnie „tu i teraz” w życiu codziennym. Kiedy otwiera się po alkoholu wychodzą na jaw jego prawdziwe przeżycia: mówi nie nadaję się na męża, nie nadaję się na ojca… nie sprawdzam się, tak to brzmi. Być może nie chodzi o tylko o to, że tęskni za misją, ale także o to, że czuje, że się tu nie sprawdza.
      Problemem zatem jest być może to co mąż o sobie uważa dziś – kontakt z psychologiem byłby pomocny zwłaszcza jeśli dochodzi problem rozwijającego się uzależnienia.

      Like

      Reply
  14. misjonarz

    Wszystko co napisane w artykule jest doskonale trafione. Podczas misji z przyczyn rodzinnych musiałem zjechać i w czasie oczekiwania na powrót i przesuwania terminu powrotu z różnych przyczyn żona cieszyła się że jestem w domu ale czuła że jest coś nie tak. Kiedyś się odważyłem i powiedziałem jej że już bym chciał wrócić i to nie chodzi o to że jej nie kocham itp. to jest właśnie takie głupie uczucie że jak jestem na misji to tęsknie, chciał bym w mgnieniu oka przenieść się do niej, zjeść razem śniadanie, porozmawiać bo na skype to nie to samo, a jednocześnie jak byłem w domu to chciałem jak najszybciej wrócić na misje.
    Teraz ciesze się i czekam kiedy misja się skończy żeby zobaczyć moją żonę ale jednocześnie boje się tej szarej rzeczywistości. Świadomość tego że robisz tu coś innego uskrzydla…

    Liked by 1 person

    Reply

Leave a comment